Ta informacja budzi skrajne emocje i komentarze (czyż mogło być inaczej?). Nie brakuje pochwał pod adresem publicznego ubezpieczyciela, który w końcu "odważył się na radykalny zabieg". Czyli zabranie pieniędzy tym poradniom, których personel medyczny mocno podpadł kontrolerom.
A podpadł tym, że Pana Doktora X czy Pani Doktor Y nie było w gabinecie, choć z grafika inaczej wynika (spóźnienia, opuszczenia miejsca pracy przed końcem dyżuru, nieusprawiedliwione nieobecności itp).
NFZ zamknął kilkanaście poradni w naszym regionie!
Można powiedzieć tak: NFZ ujął się za lekceważonymi pacjentami, którzy leczą się za swoje (składkowe) pieniądze. To, że są źle traktowani w placówkach medycznych wiadomo nie od dziś. Notoryczne spóźnienia lekarzy (bo najczęściej pracują w kilku poradniach i nierzadko w szpitalu) to peerelowska norma, pięknie utrwalona na III RP.
Pacjent, w obawie przed "zemstą" lekarza, na którego by się poskarżył, najczęściej psioczy w domu i poradnianej poczekalni. A powienien taki przypadek zgłosić kierownikowi przychodni. Czy to zrobił? Sądząc po wypowiedziach szefów lecznic, których dotknęły sankcje NFZ, milczy jak grób, choć jest poniewierany. - Nie mieliśmy od pacjentów żadnych skarg - takie zapewnienia padają od wczoraj z ust kierowników poradni.
Pacjenci składają skargi do regionalnego oddziału NFZ
Nie można jednak nie zadać pytania: czy brak reakcji ze strony pacjenta tłumaczy niewiedzę kierownika, jeśli faktycznie w danej przychodni dochodziło - jak mówi Jan Raszeja, rzecznik prasowy bydgoskiego NFZ - nie do uchybień, tylko poważnych nieprawidłowości?
To by znaczyło, że kierownik nie ma pojęcia, co się dzieje w jego lecznicy! A może wie, tylko toleruje chory układ, z racji fałszywie pojmowanej zawodowej solidarności?
Decyzję NFZ chwalą zapewne ci, których ona osobiście nie dotknęła. W dramatycznej sytuacji są natomiast pacjenci, którzy "wypadli z kolejki" np. do neurologa czy endokrynologa. Że są one ogromne, wie każdy, kto się leczy.
Na operację poczekamy nawet 5 lat - kontrakty z NFZ na 2012 rok
Co z będzie z tymi pacjentami? Oni z dnia na dzień nie znajdą się w nowej kolejce, na tym samym miejscu. Uważam, że dyscyplinowanie lekarzy kosztem pacjentów jest złym posunięciem. O ile idea jest słuszna (tak, tak!), o tyle wykonanie uderzyło w Bogu ducha winnych chorych.
O koszmarnych kolejkach NFZ wiadomo. Dlaczego zatem zdecydowano się na tak radykalną formę "represji"? Już słyszałam opinię, że ubezpieczyciel chce w ten sposób zaoszczędzić, bo po dobrym początku roku (spływ składek w styczniu był znakomity) w lutym doszło do załamania.
Podobno w każdej plotce tkwi źdźbło prawdy. W tym przypadku bolesnej. Dla chorych.