W samo południe. Zalegalizujcie pitoloki!

Klienci w ogromnej liczbie (przez dwa dni Festiwal odwiedza nawet 40 tysięcy osób) przyjeżdżają po nie z odległych stron i w kasach wystawców zostawiają krocie. Wielu z nich chciałoby się tak odżywiać przez okrągły rok, ale nie mogą, bo państwo ogranicza im dostęp do przetworów z babcinej spiżarni. Dlaczego?

Otóż w Polsce drobne przetwórstwo jest postrzegane prawie tak, jak hodowla marihuany. Ktoś, kto narwie wiśni w przydomowym sadzie, przerobi je w konfiturę i wystawi na sprzedaż, może być pewien, że prędzej czy później do jego drzwi zapuka wzburzony inspektor. To samo dotyczy hodowców gęsi, którzy potrafią z nich wyrabiać aromatyczne pasztety. Oj, w żadnym wypadku nie wolno rozprowadzać tak podejrzanych towarów! Polski ustawodawca drży, że konsumentów ogarnie zaraza i zniesie ich z powierzchni ziemi. Dlatego rolnicy mogą sprzedawać wiśnie i gęsi, byle nie poddane obróbce.

Przeczytaj także: Festiwal Smaku w Grucznie już w najbliższy weekend! [zdjęcia]
Na świecie jest inaczej. Tam nikt nie podejrzewa, nie jątrzy, nie utrudnia. Drobni, tradycyjni wytwórcy, mają prawo żyć ze swojego rzemiosła. Nie zakłada się, że skoro chcą się z niego utrzymywać, podtruwanie klientów nie będzie im po drodze. Owszem, są kontrolowani, ale nie ma mowy o tym, żeby ich kreatywność była ucinana na starcie.

Festiwal Smaku w Grucznie walczy z takim blokowaniem drobnego przetwórstwa na polskiej wsi. Organizatorzy imprezy podkreślają, że obowiązujące przepisy zabijają aktywność rolników, o których przyszłości dyskutuje się od lat. Wyjściem może być przyzwolenie na wykorzystanie ich energii w przydomowej produkcji tradycyjnego jadła, którego wytwarzanie posłuży nie tylko kieszeniom drobnych producentów, ale też lokalnej tradycji i kulturze.